Któż z nas nie kojarzy Transylwanii? Tajemniczego miejsca, powiązanego z jakże słynnym wampirem – arystokratą? Hrabia Drakula w całej swojej okazałości jest jednym z głównych symboli tej krainy. Zaskakujące jest, że wiele osób wie bardzo dużo o samym bohaterze i jego losach, jednak nie łączy tego z piękną i malowniczą Rumunią.
Postanowiliśmy zatem sprawdzić osobiście, jak to z tym Hrabią Drakulą we wspomnianej Transylwanii było.
Zacznijmy od tego kim tak naprawdę był słynny Drakula – stanowiący inspirację dla pisarza Brama Stokera. Hrabia Wład III Palownik, zwany inaczej Drakulą, był jednym z książąt transylwańskich, hospodarem włoskim. Legenda głosi, że został pokonany przez swego brata i w konsekwencji musiał uciekać z kraju. Na tę okoliczność zaczęto wydawać broszury informujące o domniemanych okrucieństwach Hrabiego, jakimi miały być między innymi nabijanie swoich wrogów na pal czy gotowanie swoich ofiar żywcem. W rzeczywistości prawdziwy hrabia Drakula był dobrze wykształconym wojewodą włoskim. Nigdy rzecz jasna nie był wampirem. Z postacią wampira łączy się Hrabiego dopiero od końca XIX wieku, czyli ukazania się książki pt.: Drakula autorstwa Brama Stokera, której główną postacią był hrabia, transylwański arystokrata, będący jednocześnie wampirem. Od tego momentu Wład III Palownik stał się jednoznacznie kojarzony z postacią książkowego i filmowego Drakuli-wampira.
Wracając jednak do poszukiwania śladów Drakuli w Transylwanii, stwierdzić można jednoznacznie, że najpopularniejszym i najbardziej promowanym miejscem, jako jego siedziba, jest zamek w Brenie (Bren), niedaleko Brașova. Jest to jednocześnie główna atrakcja tego regionu. Zaskakujące jest to, że prawdziwy Drakula nigdy tu nie mieszkał. Nigdy nawet tu nie bywał. Legenda głosi, że Hrabia był więziony w lochach wspomnianego zamku, z których uciekł. Podania donoszą również, że do dziś Drakula błądzi po pobliskich lasach, a nieśmiertelność daje mu picie ludzkiej krwi. Pamiętajmy, że w każdej legendzie zawsze znajduje się ziarnko prawdy, dlatego mimo wszystko radzimy uważać…
Nawet poza sezonem, o czym mieliśmy okazję się przekonać osobiście, zamek ten jest tłumnie odwiedzany przez turystów z całego świata. Z zewnątrz wygląda okazyjnie i dość ciekawie. Okolica kompletnie nie przypomina transylwańskich mrocznych lasów, jakich możemy się spodziewać, jednak zbocze na którym stoi jest okazałe i bardzo fotogeniczne. Po wejściu na wzgórze, atrakcją jest możliwość samodzielnego zwiedzania całego zamku. Tu jednak zaczynają się schody, te przysłowiowe, choć i tych prawdziwych nie brakuje.
Upiorna muzyka i mroczny nastrój. Odgłosy łańcuchów, męki i tortur. Zastawione stoły po krwawej uczcie, rozlane wino i wygłodniałe psy wyzierające z każdego kąta. Trumny, czaszki, ciemne lochy, nietoperze… tego wszystkiego tu nie znajdziecie!
W środku zamku znajduje się kilka niewielkich sal z dość lichymi zbiorami. Samemu Drakuli poświęcono „aż” jedną ścianę. Przyciągająca tłumy sala tortur, okazała się maleńkim pomieszczeniem z dwoma (dosłownie dwoma) eksponatami oglądanymi zza sznura zamocowanego w drzwiach. Niestety w tym wypadku filmowe wyobrażenie jest lepsze od rzeczywistości. Po słynnym Drakuli ani śladu. Zamek jest w posiadaniu prywatnych osób, jednak jego właściciele niestety nie włożyli żadnych starań, aby za wartość 35 lei (około 35 zł) turysta miło spędził czas napawając się wrażeniami. Na miejscu niestety okazuje się, że z oczekiwań turysty co do zamku i Hrabiego Draculi pozostaje zawód i niedowierzanie.
Przed bramą do mistycznego zamczyska ciągnie się jakże wielki bazar, do złudzenia przypominający Krupówki. Sery, wełniane kapcie, ciupagi czy drewniane rzeźby. Większość niestety opatrzona znakiem „made in China”. Wszystkie wspomniane wyżej „pamiątki” przeplatane są dodatkowo kiczowatymi „miniaturami Drakuli” we wszelkich możliwych postaciach. Pamiątki z bazaru jednak, bardziej nawiązywały do Drakuli niż sam zamek.
Niestety zamczysko nas osobiście rozczarowało i nasze oczekiwania nie zostały spełnione. Proponujemy abyście sami się przekonali jakie są realia. Podzielcie się z nami Waszymi wrażeniami z podróży do tego miejsca.
Kilka porad technicznych dojazd samochodem jest prosty z Brașov’a. Jeśli ktoś chciałby tak jak my dostać się tu komunikacją publiczną, to z Bukaresztu najlepiej dojechać pociągiem do Brașov’a za 24 lub 44 lei, w zależności od rodzaju pociągu. Następnie za 4 leje autobusem nr 23 (odjazd nie z przed drzwi dworca tylko z przystanku zaraz na ulicy naprzeciwko dworca) do Autogra 2 (dworzec autobusowy 2) i tam w autobus do Bran za 6,5 lei.
Bilety i ceny w zakładce pamiątki / bilety >>>
Jadąc od Brasowa kilkaset metrów za zamkiem (za dwoma zakrętami) możecie zobaczyć bardzo ciekawe cerkwie jedna malutka i bardzo stara, zaraz obok duża świeżo wybudowana i przy samej drodze na cmentarzu trzecia z ładnymi freskami na ścianie.
W Bran zaczynają się liczne szlaki turystyczne biegnące przez graniczący Parcul National Piatra Craiului (Park Narodowy).