Mówiąc Gruzja i Gruzini nie można pominąć dwóch słów, które każdy podróżnik, odwiedzający te strony musi poznać. Są to supra i gaumardżos. Supra, czyli rodzinna uczta biesiadna, najczęściej na świeżym powietrzu. Gaumardżos – na zdrowie.
Najczęściej wypowiadane słowo podczas każdej supry, imprezy czy wznoszenia toastu, przy każdej nadążającej się okazji. Mimo, że leje się wtedy sporo młodego gruzińskiego wina, to jednego i drugiego pod żadnym pozorem mnie można mylić z rosyjską libacja alkoholową.
Na tych imprezach często się więcej mówi, niż pije. A że się pije nie mało, to mówić trzeba wiele. Każda supra w wykonaniu Gruzinów jest wielkim przeżyciem dla ich gościa. Jednak gdy zostaliśmy zaproszeni gdzieś w środku trasy, na polanie na wielką rodzinną biesiadę, mieliśmy kwintesencje połączenia słów supra i gościnność.
Po bardzo długim i trudnym odcinku przez Drogę Wojenną i Przełęcz Krzyżową, szukaliśmy już powoli noclegu a przede wszystkim czegoś do jedzenia. Przejeżdżając przy niewielkiej polanie wzdłuż drogi zauważyliśmy grupkę Gruzinów. Zwolniliśmy aby przyjrzeć się temu co robią. W tym momencie zaczęła się nasza biesiadna przygoda. Ośmioosobowa grupa rowerzystów nie mogła bez zauważenia przemknąć bokiem i od razu zostaliśmy zaproszeni do stołu. W zasadzie nie mieliśmy wyjścia – ale i nie oponowaliśmy – bo w Gruzji największą obrazą jest odmowa zaproszenia do wspólnej biesiady. Byliśmy z tego powodu bardzo zadowoleni, ale wyglądało na to, że to nasi gospodarze są jeszcze bardziej szczęśliwi, że do ich stołu zasiedli goście. Zmarnować taką okazję z naszej, jaki i ich strony było by wielkim błędem.
Zaraz znalazły się dla nas wolne miejsca, talerze i szklanki wina. Momentalnie stół zapełniły nowe potrawy, tak jak by tylko na nas czekali. Różne wersje zapiekanych bakłażanów, kukurydzy, pomidorów, i tak pysznego domowego chleba, kachapuri, szaszłyków, serów, dużo owoców i warzyw oraz wiele innych przysmaków których wcześniej nie znaliśmy.
Szybko poznaliśmy zasady panujące przy ich stole. Głos zabrał Tamada – najczęściej szanowany mężczyzna, potrafiący wznosić, wylewne toasty, wybierany z pośród biesiadników, który tego dnia ma wyłączność na wznoszenie toastów, co jest wielkim wyróżnieniem. Może on udzielić głosu innym uczestnikom, ograniczenia te oczywiście nie obowiązują gości. Gdy Tamada wstaje, wszyscy biesiadnicy wstają, gość musi wstać tylko na samo przechylenie szklanicy, podczas toastu może siedzieć. Może, bo toasty gruzińskie są bardzo długie, wylewne i emocjonujące. Jeden potrafi trwać kilka minut. Zawsze pierwszy toast jest za ojczyznę, potem za gości, rodziców, poległych i po kolei za co tylko przyjdzie do głowy. Toasty wypada pić do dna, a po każdym wypiciu należy uzupełnić braki w kieliszku, aby wznoszony toast był zawsze pełen. Cała gruzińska grupa liczyła około czterdziestu osób, od małych dzieci po starców, kobiety i mężczyzn. Była to rodzina i znajomi, którzy w weekend świętowali Mariamoba, które wypadało dwa dni wcześniej. Główną rolę przy stole odgrywali starsi mężczyźni.
Młodsi raczej dostosowywali się do toku imprezy narzuconej przez starszych. Kobiety siedziały razem, podawały nowe potrawy, ale również uczestniczyły w toastach i w biesiadzie. Dzieci, jak to dzieci na całym świecie biegały wszędzie dookoła, a gdy je poproszono chętnie śpiewały piosenki. Impreza i integracja polsko-gruzińska szybko się rozkręcała. Gruzini to bardzo otwarte społeczeństwo na inne kultury, bardzo interesowało ich wszytko o naszym kraju od religii, polityki, gospodarki po nasze prywatne sprawy.
Nawet trudności językowe nie były przeszkodą. Język rosyjski, którego część z nas musiała się jeszcze uczyć w szkole przyszedł nam z pomocą, a i duża ilość wina gruzińskiego poszerzyła naszą zdolność rozumienia niezrozumiałych dotychczas języków. W końcu przyszedł czas na wachtanguri, w Polsce znany pod słowem bruderszaft. Co było wyrazem wielkiego szacunku i uznania dla nas – gości. Wyścigi pod stroma górę, siłowanie na ręce, tańce, piosenki polskie i gruzińskie oraz coraz ciekawsze toasty trwały do późnego wieczora, kiedy to wszyscy grzecznie się zebrali, pożegnali i pojechali do domu.
<<< zobacz też inne wpisy z wyprawy rowerowej na Kaukaz >>>