Przez Pireneje, wysokie góry rozdzielające Francję i Hiszpanię, biegną trzy długodystansowe szlaki piesze – GR 10, HRP oraz GR 11. Przechodzą one przez piękne tereny licznych parków narodowych, wysokich grzbietów, pięknych zielonych dolin i co jakiś czas zaglądają do malowniczych wiosek.
Mieliśmy tylko dwa tygodnie urlopu i wielką chęć na trekking w Pirenejach. Po analizie możliwości zdecydowaliśmy się na przejście środkowego odcinka szlaku GR11 i kilku przylegających szlaków z Andory, przez Hiszpanię do Lourdes we Francji.
Andora
Andora (kat. Principat d’Andorra) to maleńkie księstwo wciśnięte między Hiszpanię (konkretnie Katalonię), a Francję. Jest to jedno z najmniejszych państw świata (mniejsze niż Warszawa). Położone jest w górskiej dolinie wysoko w Pirenejach (między 900, a 2 946 m n.p.m).
Jego historia i stan obecny są dość specyficzne. Zwierzchnictwo nad krajem i zarazem są głową/głowami państwa dwaj książęta – francuski prezydent oraz biskup katalońskiej diecezji Urgell, do której należy Andora. Nominalnie Andorą rządzi premier wybierany przez Radę Generalną (Parlament).
Andorra la Vella – stolica Andory
Sama Andora nie oferuje wielu atrakcji historycznych do zwiedzania (Muzeum Narodowe Andory czy Muzeum Sztuki Nowoczesnej, kościółek w miejscowości Santa Coloma, starą kaplicę Vincent d`Enclar, czy Muzeum Casa d`Areny Plandolit w Ordino. Z kolei w Escaldes-Engordany znajduje się XIII-wieczny kościół San Miguel de Engolasters i sanktuarium Notre Dame Meritxell), jednak jej głównym atutem, przyciągającym coraz więcej turystów jest jej piękna górska przyroda i znakomicie przygotowane szlaki. Wysokie masywy Pirenejów, wznoszące się nad Doliną Andory, zimą wypełniają się narciarzami, a latem liczne szlaki przemierzają piechurzy. Dla nich jedną z atrakcji jest zdobycie najwyższego szczytu Andory – Coma Pedrosa (2942 m).
Andorra la Vella – stolica Andory w dolinie Andory
Park Coma Pedrosa
To właśnie tutaj, w Andorze postanowiliśmy zacząć naszą przygodę z Pirenejami i długodystansowym szlakiem przez hiszpańskie Pireneje – GR11.
Szlak przebiega w poprzek całej Andory i jest świetnie oznakowany. My pierwsze kroki na szlaku postawiliśmy przy budce informacji turystycznej przy wejściu do Parku Coma Pedrosa, czyli jak sama nazwa mówi, jest to park okalający najwyższy szczyt Andory, w miejscowości Arinsal (1553 m n.p.m.).
Jest to pierwsza część naszej relacji z trekkingu przez Hiszpanię szlakiem GR 11. Zapraszamy też do lektury pozostałych wpisów z dalszych etapów naszej wędrówki GR 11 >>>, jak i kilku porad logistycznych jak to wszytko ogarnąć >>>
Szlak przebiega w poprzek całej Andory i jest świetnie oznakowany. My pierwsze kroki na szlaku postawiliśmy przy budce informacji turystycznej przy wejściu do Parku Coma Pedrosa, czyli jak sama nazwa mówi, jest to park okalający najwyższy szczyt Andory, w miejscowości Arinsal (1553 m n.p.m.).
W tej części szlak był bardzo prosty, pośród pięknych i pachnących lasów iglastych, co jakiś czas z przecinką i pięknym widokiem na okalające zbocza, szliśmy szeroką drogą, powolutku wznosząc się do przełęczy Collet de Comapedrosa (2223 m n.p.m.).
Refugi de Coma Pedrosa
Po około dwóch godzinach dotarliśmy do niewielkiego schroniska Refugi de Coma Pedrosa (o schroniskach i innych formach noclegu w Pirenejach przeczytasz w następnych naszych wpisach >>>). Można tu nabrać filtrowanej wody, można coś zjeść, choć na duży wybór nie ma liczyć, można skorzystać z toalety (nasza ostania przez najbliższe trzy dni). Kawałek za schroniskiem jest ładne jeziorko Estany de les Truites, w którym można się wykąpać i większość turystów właśnie jako cel wybiera jeziorko. Dalej w zasadzie szliśmy już sami. Do końca dnia minęliśmy może kilka osób.
Jeziorko Estany de les Truites
Od tego momentu zaczynała się tak naprawdę nasza pirenejska przygoda. Cisza, spokój, brak zasięgu telefonu i internetu, pojedynczy ludzie. Dookoła tylko wysokie skaliste góry, zielone łąki i od czasu do czasu szum wody w krystalicznym strumieniu.
Szlak wił i piął się w górę, niezbyt stromo, więc i nie byliśmy zbyt zmęczeni, tylko nasze plecy i ramiona, nieprzyzwyczajone jeszcze do plecaków, co jakiś czas wołały o przerwę. Po ostrym zakręcie w prawo ścieżka zaczęła ostro piąć się w górę, a trawa zamieniła się w głazowisko. Kamienie na szczęście były niewielkie więc i wędrówka nie stanowiła problemu.
Tak doszliśmy do dwóch uroczych jeziorek Estane Negre wciśniętych w wąskie gardło dolinki. Jeziorka, szczególnie to większe były piękne, z wodą w odcieniach od błękitu po granat w zależności od głębokości. Szlak prowadził dookoła brzegiem jeziora, po załomach skalnych. Tutaj trzeba było ostrożnie stawiać nogi, aby nie ześlizgnąć się do wody.
A woda kusiła, piękna niebieska, krystalicznie czysta. Gdy żar lał się z góry, to odruchowo chcieliśmy wskoczyć. Jednak woda była, jak to w górach, lodowata. Zanurzyliśmy tylko nogi dla ochłody i poszliśmy dalej.
Znów wspinaczka, jednak tym razem pod nogami nie było już twardej ziemi, a osuwające się piargi (odłamki skalne). Bardzo spowalniało to marsz. W końcu dotarliśmy do naszego, jak nam się wydawało przełomu, czyli przełęczy Portella de Baiau na wysokości 2777 m. Od tego miejsca szlak idzie już tylko w dół. Przełęcz ta jest też granicą między Andorą, a Hiszpanią.
Widok z Coma Pedrosa na jeziora Estany Negre
Coma Pedrosa (2942 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Andory
Z tego miejsca można też odbić na wschód i wejść na najwyższy szczyt księstwa Andory na Coma Pedrosa (2942 m n.p.m.) i my, oczywiście, też postanowiliśmy tam wejść. Ponieważ musieliśmy w to miejsce wrócić na szlak, a plecaki nam ciążyły, postanowiliśmy je schować pod stertą kamieni i wchodzić na lekko. Szlak nie jest długi, ale dość stromy. Zakosami, trawersem po piargach zajmuje to około trzydziestu minut w każdą stronę. Za to widok i satysfakcja nie do opisania. Widać stąd całe księstwo.
Coma Pedrosa (2942 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Andory
Przy zejściu ślizgaliśmy się na kamieniach, ale bezpiecznie dotarliśmy do plecaków. Z przełęczy Portella de Baiau widać już było nasz dzisiejszy cel i miejsce noclegowe – Refugi Josep Maria Montfort. Malowniczo położone na zielonym wzgórzu pomiędzy niebieskimi jeziorami.
Dolina z jeziorami Estany de Baiau widziana z przełęczy Portella de Baiau – 2777m n.p.m.
Teoretycznie przed nami zostało już tylko około kilometra do celu, tyle że połowa tego odcinka to prawie pionowa ściana opadająca w dół o trzysta metrów. Na dodatek cała obsypana była okruchami skalnymi, czyli ruchomym piargiem. Co kawałek leżały na nim wielkie, jak autobus głazy, które sprawiały wrażenie, jak by nawet najmniejszy dotyk miał je zsunąć z impetem w dół. Wszytko, usuwało nam się spod nóg. Pół godzinne zejście trwało wieczność, przy każdym ruchu czuliśmy jak setki kamieni, z impetem suną w dół. Na szczęście kamienie te leciały przed nami nie za nami.
Ruchomie piargi podczas zejścia z przełęczy Portella de Baiau
Osuwające się co chwile kamienie utrudniały odnalezienie drogi i całkowicie zniszczyły jakiekolwiek oznaczenia. Pozostało iść na oślep, samemu tycząc szlak. Gdy już byliśmy prawie u podnóża ściany, gdy już wydawało się, że dochodzimy do pierwszego stawu (Estany de Baiau), na naszej drodze pojawiały się olbrzymie głazy, które wcale nie ułatwiały drogi.
Głazy i piargi podczas zejścia z przełęczy Portella de Baiau
Całe godzinne zejście mocno nas zestresowało i było dużo bardziej męczące niż cały dzień wspinaczki, a zrobiliśmy tego dnia ponad 1500 m przewyższenia. Jeszcze tylko po głazach dookoła jeziora i … i tu czekała na nas nagroda !
Na zboczu jednej ze ścian, patrzył na nas koziorożec. Piękny, postawny, z wielkimi grubymi rogami, wygiętymi do tyłu. Byliśmy tak oszołomieni, że nawet nie mamy dobrego zdjęcia. Po chwili przeskoczył na koleją półkę skalną i kolejną, po czym znikną nam z oczu.
Refugi Josep Maria Montfort
Refugi Josep Maria Montfort. (2517m n.p.m)
W końcu dotarliśmy do Refugi Josep Maria Montfort. Nazwa sugeruje schronisko, ale jest to metalowy kontener, bezobsługowy, przymocowany linami do betonowego podłoża. Wewnątrz było kilka piętrowych pryczy, stolik i piecyk. Dostępny jest dla każdego turysty. Niestety tego dnia był już komplet i musieliśmy rozbić się w namiocie obok. Oczywiście noc w namiocie, w tym miejscu, na wysokości 2517 m n.p.m. pośród pięknych, wysokich górskich ścian, nad cudownym jeziorem i z widokiem na dolinę była cudowna i romantyczna.
Mapa naszego odcinka szlaku GR 11, z zaznaczonymi ważnymi obiektami.
Jest to pierwsza część naszej relacji z trekkingu przez Hiszpanię szlakiem GR 11. Zapraszamy też do lektury pozostałych wpisów z dalszych etapów naszej wędrówki GR 11 >>>, jak i kilku porad logistycznych jak to wszytko ogarnąć >>>