Indie to piękny kraj, ze wspaniałą historią i zabytkami. Niestety jest to tylko piękny wizerunek zewnętrzny wielkiego kraju, gdzie większość mieszkańców, tego prawie półtoramiliardowego kraju, żyje w nędzy. Nędzy, którą większość turystów stara się nie widzieć lub nie ma okazji zauważyć.
Po naszej wizycie w Indiach nie możemy i nie chcemy przejść nad tym faktem bez refleksji. Dlatego nasz opis podzieliliśmy na dwie, odmienne, części. Jest to druga część wpisu o dwóch obliczach Indii. Tym razem te „Indie – smutna strona”. Niestety bardziej prawdziwa i codzienna dla większości mieszkańców tego wspaniałego kraju.
Tu znajdziecie pierwszą cześć wpisu o atrakcjach i zabytkach Indii >>>
Śmieci to ulubione miejsce żerowania miejskich zwierząt
W przewodnikach i reklamach biur podróży przeczytamy o wspaniałych zabytkach, kulturze, duchowości i przyrodzie Indii. Biura te przeprowadzą i pokażą zachwycające widoki i zabytki. Tysiące turystów przyjeżdża, robią sobie zdjęcia, wsiada do autobusu i odjeżdża z bajkowym, magicznym obrazem w pamięci. Trudno szukać w ich relacjach informacji o prawdziwym życiu współczesnych Indii. O wszechobecnym brudzie, smrodzie, wciąż funkcjonującym podziale kastowym, ubóstwie – o jakim nam się nie śniło. A wszytko to tuż, na oczach turystów.
Dzieci śpiące na ulicach, tuż pod nogami turystów. Słynny Pałac Wiatrów w Jaipur.
To samo miejsce co zdjęcie wyżej, tylko bliższy kadr.
Niejednokrotnie turyści zapatrzeni na piękne zabytki, nie zauważą leżących pod ich nogami biednych, chorych czy dzieci. Często dzięki ich pracy, ten kraj dla nas ten kraj jest tak tani. Oczywiście nie jesteśmy w stanie pomóc tym wszystkim ludziom. Ważne, jest aby o nich mówić. Zauważać ich problem.
Za zabytkami i atrakcjami turystycznymi kryje się codzienne życie mieszkańców, które jest pełne wyzwań. Brak dostępu do podstawowych środków do życia, takich jak czysta woda, odpowiednie warunki sanitarne, edukacja, opieka medyczna – to trudna codzienność dla wielu mieszkańców Indii.
Mimo tych wyzwań, mieszkańcy Indii nadal prowadzą swoje codzienne życie. Rano ulice ożywają, gdy handlarze otwierają swoje stragany, a rikszarze zaczynają swoją pracę. Dzieci bawią się na ulicach, a starsi siedzą na schodach, rozmawiając i obserwując świat.
Wielkim problemem Indii, mocno odczuwalnym też dla turysty chodzącego po ulicy jest przeludnienie. Tłum jest wszędzie. Co za tym idzie, wszędzie jest głośno, ciasno. Każdy Indus chce się w tłumie wyróżnić, zaistnieć, więc musi być jeszcze bardziej głośny, zauważalny, rozpychajacy się – musi być wszędzie pierwszy. Dotyczy to tak samo zachowania pojazdów w ruchu ulicznym. Stwarza to wielkie niebezpieczeństwo dla wszystkich, w tym dzieci – biegającym między samochodami maluchów.
Przeludnienie i olbrzymi tłok na ulicach to normalny widok w Indiach
Kolejny problem to wypadki komunikacyjne. W zasadzie nie obowiązują tu jakiekolwiek przepisy ruchu drogowego (jak w większości krajów azjatyckich). To, co często bawi przeciętnego turystę, czyli jazda rozklekotanym pojazdem, środkiem drogi, z zawrotną prędkością i wyjącym klaksonem, jest tak naprawdę wielką zmorą tego kraju. Jednocześnie przy tak dużej liczbie poruszających się „obiektów” (pojazdy, ludzie, zwierzęta, sklepy obwoźne) tworzą się potężne korki, wytwarzające olbrzymie ilości spalin, hałasu i stresu.
Po wypadku czy chorobie bardzo trudno dostać się do szpitala. Sami widzieliśmy tłumy ludzi koczujących wiele dni, przed szpitalem, w upale, na jakąkolwiek pomoc medyczną w publicznej służbie zdrowia.
Wielodniowe oczekiwanie w kolejce do szpitala
Do rzek trafia dosłownie wszytko. To, co zmyje deszcz, odprowadzą rynsztoki czy kanalizacja. Odpady tworzą grubą warstwę unosząca się na powierzchni wody. Smród rozkładających się odpadków, zwierząt, chemikaliów gryzie w nos nawet daleko od rzeki.
Brak dostępu do bieżącej wody (choć to się już trochę poprawia) oraz brak odpływu kanalizacji sprawia, że wszelkie zanieczyszczenia gospodarcze i osobiste rozlewają się po każdym zakamarku miasta. Toalety publiczne istnieją, jednak delikatnie mówiąc w strasznym stanie, nie chcielibyście z nich skorzystać nawet w podbramkowej sytuacji (nawet w Afryce toalety publiczne były w lepszym stanie). Są brudne, zniszczone, cuchnące. Co prawda od pewnego czasu rząd stara się budować nowe toalety i uczyć ludzi korzystania z nich (bo do niedawna potrzeby załatwiało się gdzie popadnie) to niestety często są one niedrożne i niewystarczające. A fekalia pływają strumieniami i kałużami wzdłuż drogi.
Jakość toalet daje wiele do życzenia
Publiczna toaleta, na publicznym widoku
Ulic, które są domem, tak dla zwierząt, jak i dla wielu ludzi nikt nie sprząta. Śmieci i odchody zwierząt walają się wszędzie (no może poza głównymi alejami). Mieliśmy wrażenie, że nikt tu nie zna przeznaczenia koszy na śmieci. Zwierzęta hodowane są w środku miasta, żywią się na śmietnikach, chodzą między ludźmi i samochodami i jest to powszechny widok.
Śmieci to ulubione miejsce żerowania miejskich zwierząt
Niestety Indusi nie są nauczeni sprzątania przestrzeni dookoła siebie. Przy takim zagęszczeniu ludzi, każdy drobny śmieć, powielony przez miliony mieszkańców rośnie do rozmiarów olbrzymich stert. Zalegających wszędzie śmieci praktycznie nikt nie wywozi. Najczęstszym sposobem „utylizacji” jest spalenie. Pośród tych śmieci toczy się normalne codzienne życie mieszkańców. Brak efektywnego systemu gospodarki odpadami prowadzi do nagromadzenia śmieci na ulicach, co przyczynia się do rozprzestrzeniania się chorób.
Wszechobecny śmietnik na indyjskich ulicach
Sterty śmieci walają się nie tylko na ulicach, ale również na podwórkach, przed sklepami czy barami. Śmieci są dla nich „przeźroczyste”. Wystarczy, że da się postawić gdzieś nogę między śmieciami, i już tak jak by problemu nie było.
Śmieci są wszechobecne i „niewidzialne” dla Indusów
Smaczne i egzotyczne, a co za tym idzie i ciekawe dla turysty jedzenie z reguły jest produkowane i serwowane bezpośrednio na ulicy. Nie ma tu kontroli sanitarnych, a liberalnych przepisów i tak nikt nie przestrzega. Trzeba liczyć tylko na jakieś podstawowe zasady higieny osobistej obsługi. Z doświadczenia wiemy, że lepiej się nie przyglądać jak powstaje jedzenie, a to, co jemy, może okazać się początkiem dalszych problemów.
Uliczne jedzenie, ma niewiele wspólnego z higieną
Wszędobylski kurz, dym, spaliny, powodują, że w miastach wszędzie w powietrzu czuć drażniący i gryzący gardło smog. Smog w miastach widać i czuć. Do tego stopnia, że wiele zabytków, szczególnie w gorące dni jest zasłoniętych zawiesiną smogu, uniemożliwiającą robienie zdjęć.
Ubóstwo, bieda, brak perspektyw, przeludnienie, krytycznie niskie zarobki, powodują, że olbrzymia część ludzi mieszka bezpośrednio na ulicy. Bezdomnych koczujących całymi rodzinami napotkamy wszędzie (w okolicach zabytków czasem są oni przepędzani przez policję).
Ubóstwo zmusza miliony ludzi do życia na ulicy
Wydaje się nam to nie możliwe, ale niestety w takiej sytuacji są też małe dzieci. Brudne, obdarte, czasem zupełnie nagie, biegają boso, między śmieciami, odchodami, po ulicach, między samochodami. Dzieci śpiące na krawężnikach czy między pasami drogi to bardzo częsty widok.
Dzieci śpiące biegające między samochodami po ulicach
Niestety próżność niektórych turystów jest tak wielka, że popularne stało się w ostatnim czasie organizowanie wycieczek do slamsów.Takie wycieczki organizuje się, aby bogaty turysta z Europy, czy Ameryki, mógł sobie, często z okna klimatyzowanego samochodu pooglądać biedę. Biedę, której powodem w dużej części jesteśmy MY. Bogata część tego świata. My, Europejczycy, którzy przez wieki wykorzystywaliśmy słabsze kraje. Wy, którzy kupujemy tanie produkty produkowane przez ubogich ludzi, w tym dzieci w biednych krajach. W krajach gdzie wielkie koncerny przenoszą swoje produkcje, aby obniżyć koszty, aby dzięki wyzyskowi „niewolników gospodarczych” zaspokoić nasze rosnące potrzeby.