Sri Lanka to do niedawna dość popularny kierunek wyjazdów Polaków i nie tylko. Od pewnego czasu kraj ten, boryka się z problemami, które mają wpływ na popularność tego kierunku. Czy słusznie ? Czy Sri Lanka teraz w 2022 roku to dobry kierunek na wakacje?
Spróbujemy obalić kilka krążących mitów i potwierdzić niektóre obawy i problemy są obecnie realne.
Od kilku lat Sri Lanka boryka się z problemami ekonomicznymi i politycznymi. Pandemia Covid 19, gdy praktycznie nie było można podróżować, a turystyka masowa prawie zamarła, miała wpływ na gospodarkę Sri Lanki, a domowe budżety Lankijczyków mocno to odczuły, gdyż turystyka, stanowiła jeden z istotnych elementów wpływu do budżetu.
Początek roku 2022 w wielu krajach dał nadzieję, na ponowny rozkwit turystyki. Niestety problemy gospodarcze na Sri Lance tak się skumulowały, że zamiast kraj podnosić się, zaczął jeszcze bardziej staczać się na dno. Niestety zachodnie media dołożyły tu swój wkład, ostrzegając przed „niebezpieczeństwami” płynącymi dla ewentualnych turystów.
Sami przed wyjazdem, musieliśmy przebrnąć przez olbrzymią ilość „break newsów” o zamieszkach, podpaleniach, kryzysie społecznym, niebezpieczeństwach i wszelkich brakach. Nie ukrywamy, że przez jakiś czas zastanawialiśmy się, czy taki wyjazd ma sens i jest bezpieczny. Wątpliwości mnożyły też niejednoznaczne, często prowokujące wpisy w mediach społecznościowych.
Więc jak to było podczas naszego wyjazdu w maju 2022 ?
Prawdą jest, że pod koniec kwietnia i maja w Kolombo i kilku większych miastach były protesty i nawet raz czy dwa razy doszło do poważnych zamieszek. Jednak trzeba pamiętać, że było to na centralnym placu zaledwie kilku dużych miast. Z dala od miejsc turystycznych i tylko tam, gdzie zgromadzili się protestujący i duże siły policyjne. Te miejsca, kto chciał, mógł spokojnie obejść, a najprawdopodobniej miał małe szanse, aby tam trafić. My nie natrafiliśmy bezpośrednio na żadne zamieszki czy protesty. Trochę to tak jak by w Polsce w Warszawie protestowali górnicy, czy to znaczy, że nie warto pojechać zwiedzić Zakopanego, czy Gdańska.
Jedyną widzialną oznaką protestów były wywieszone czarne flagi, symbolizujące protest i w kilku miejscach napisy antyrządowe.
Prawdą jest, że po największych protestach władza postanowiła wprowadzić stan wyjątkowy, co skutkowało zakazem w przemieszczaniu się między miastami, zatrzymaniem komunikacji miejskiej i pociągów.
Blokady dróg – nie utrudniają podróżowania.
Takie blokady mijaliśmy przy wjeździe i wyjedzie z każdej średniej wielkości miejscowości. W szczycie protestów Lankijczycy mieli problemy, aby je przekroczyć, ale turyści i ich „opiekunowie” mogli swobodnie podróżować nawet w stanie wyjątkowym. Zaznaczamy, że takie blokady były tylko dwa razy i to raz jeden, a drugi raz dwa dni. Akurat te dwa dni przypadły w dniu naszego przyjazdu, co wiązało się z tym, że nie jeździły autobusy i drogę z Negombo do Sigiriya musieliśmy pokonać tuk tukiem. Jednak bez jakichkolwiek problemów, wystarczyło, że policjant zobaczył turystę i automatycznie droga była otwarta.
Jednym z powodów takiego stanu gospodarki jest brak paliwa, tak do samochodów, jak i dla energetyki. Niestety większość elektrowni zasilana jest ropą (kompletnie tego nie rozumiemy w kraju z rzekami, wodospadami i słońcem, aż się prosi o energię odnawialną, tanią, czystą i niezależną od zewnętrznych dostawców). Brak paliwa odczuwają najbardziej kierowcy. Autobusy publiczne mają paliwo w pierwszej kolejności i one kursują bez problemów. Docierają do każdego zakamarka kraju. Gorzej mają kierowcy prywatni, w tym słynnych tuk tuków. Niestety długie kolejki przed stacjami benzynowymi to dość częsty widok. Paliwo przywożone jest co kilka dni. Jak już się ono pojawi, to za każdym razem jest coraz drożej (w pierwszych dniach naszego pobytu kosztowało 320 Rs, a pod koniec już 450 Rs). Sprzedaż jest reglamentowana, po 5 litrów na pojazd (osobowy) i pilnowana przez uzbrojone wojsko czy policję.
Jest jeden wyjątek od tej reguły. To turyści. Gdy pojazd z turystami podjedzie na stację (i jest paliwo) to może zatankować bez kolejki. Sami przeżyliśmy to trzy razy. Z jednej strony jest to trochę krzywdzące dla przeciętnego Lankijczyka, z drugiej jednak wszyscy mają świadomość, że każdy turysta to zastrzyk gotówki dla tego biednego kraju. Mają oni świadomość, że duża ilość mieszkańców Sri Lanki utrzymywała się z turystyki. Inwestycja w jednego turystę to potencjalne przekonanie kolejnych, że jest bezpiecznie i warto tu przyjeżdżać. Z naszych obserwacji wynika, że mimo braków i stosunkowo wysokich cen (dla Lankijczyka) paliwa, kierowcy dobrze radzą sobie z problemem paliwowym i każdy ma zawsze zachomikowane paliwo i bez problemu zawiezie Cię, gdzie potrzebujesz, tak tuk tukiem, jak i samochodem. Nawet samochody terenowe, które palą olbrzymie ilości paliwa bez problemu wożą ludzi po safari.
Brak paliwa to niestety też brak prądu. To może być największy problem dla turysty pragnącego stałego dostępu do klimatyzacji, internetu, prądu czy nawet bieżącej wody. Wyłączenia prądu zdarzają się i to dość często. Trwają one na szczęście dość krótko (do godziny, tylko raz nie mieliśmy chyba trzy godziny). Do tego większość działających hoteli ma swoje generatory (skąd biorą do nich paliwo to inna sprawa) i na czas braku zasilania przełączają się na zasilanie wewnętrzne.
Generatory zasilane ropą zabezpieczają braki prądu.
Brak paliwa i prądu spowodował mniejszą dostępność produktów spożywczych. Ale! Nie oznacza to, że nie ma co jeść. Jedzenia i to tego świeżego jest wystarczająco. Trzeba tylko przejść się nieraz do dalszego sklepu czy restauracji. Ze względu na ceny i brak klientów nie każda restauracja może sobie pozwolić na zakup owoców morza, czy mieć rozbudowane menu, ale nie oznacza to też, że jesteście skazani na ryż i curry. Niektórym restauracją w tym czasie nie opłaca się otwierać dla kilku klientów.
Osoby, które tak jak my, niewiele czasu spędzają w hotelu, bo wolą zwiedzać, nie odczują zbytnio dyskomfortu energetycznego. Możliwe, że dla osób, które spędzają większość czasu w hotelu lub na plaży może to być bardziej uciążliwe. Dla osób nastawionych mniej na samodzielność, a bardziej na wożenie i pokazywanie może być mocniej odczuwalna podwyżka cen paliwa i usług około turystycznych liczonych w dolarach. Podobny problem mogą mieć turyści nastawieni bardziej na zabawę, gdyż niektóre lokale rozrywkowe jak puby czy dyskoteki są pozamykane, ze względu na brak klientów. Tak zawsze było poza sezonem. Jednak, na pewno, bez problemu, nawet po sezonie znajdziecie świetne restauracje i puby, gdzie można posiedzieć i dobrze zjeść.
Pyszne jedzenie – koszt około 1200 Rk (około 14,00 zł)
Zostaje kwestia cen. Tu wszystko zależy, od tego, jak na to spojrzymy. Jeśli porównamy ceny z marca i maja, to wszytko poszło bardzo mocno w górę. Jednak jak spojrzymy na to z perspektywy turysty, przeliczającego ceny z dolarów to musimy zauważyć, że rupia lankijska bardzo mocno spadła. W dniu naszego przyjazdu za 1 rupię płacono około 0,02 zł (~0,0048$), a pod koniec wyjazdu już tylko 0,012 zł (~0,0028). Więc po przeliczeniu dla nas ceny przynajmniej jedzenia, noclegów i pamiątek spadły. Tylko koszt prywatnych przejazdów nieco wzrósł, ale nie jest to zbytnio odczuwalne.
Z kryzysem turystycznym wiąże się jednak też wiele korzyści. Najważniejszą i chyba najbardziej odczuwalną jest brak tłumów. Kto z Was nie narzekał „wszytko fajnie tylko te tłumy”. Na zdjęciach w internecie z Lion Rock czy Adam’sPeak widać tłumy, a teraz jest spokój, cisza, co jakiś czas gdzieś ktoś w oddali przejdzie lub nie. Można zrobić sobie zdjęcie na tle góry, bez innych osób w tle. Można wejść na Adam’sPeak swoim krokiem, bez przepychania, jarmaczenia, w zadumie. Tak jak wspomnieliśmy wcześniej, na hasło „turysta” otwierają się tu wszystkie drzwi. Bez problemu dostaniesz paliwo, przejedziesz przez ewentualne blokady. Zorganizują Ci czas. Wszystkie zabytki i atrakcje są otwarte.
Pogoda. Na temat pogody też w mediach krąży wiele mitów. O niewłaściwej „porze roku”, o monsunach, o upałach, o deszczach. My byliśmy w teoretycznie najgorszym okresie pogodowym, tak przynajmniej wskazywało większość portali turystycznych, pogodowych i „specjalistów” na blogach. W statystyce może się zgadzało. Pamiętajmy deszcz w Polsce to nie to samo co deszcz na Sri Lance. U nas jak pada, to jest zimno i raczej najbliższe dni też będą brzydkie. Na Sri Lance może być pięknie i ciepło za pięć minut zacznie padać (rzadko mocno) i po kilku minutach znów jest pięknie, ciepło i można iść na plażę. My też w „porze deszczowej” mieliśmy deszcz, ale w górach i to tylko 2-3 godziny dziennie i tylko przez 3 dni z trzech tygodni.
Lankijczycy to ludzie bardzo mili, przyjaźni i pomocni. Teraz, w tym tak trudnym dla nich czasie, te cechy jeszcze bardziej się uwidaczniają. Wiedzą, że jak nie ten turysta, to może długo nie być innego, a konkurencja jest wielka. Z reguły nie są nachalni, ale jak już złapią klienta, to bardzo o niego dbają. Do tego stopnia, że nasi „opiekunowie” dawali nam prezenty, robili kanapki na drogę, podpowiadali gdzie najlepiej zrobić zakupy. Z reguły nie oczekując za to zapłaty. Oczywiście nie znaczy to, że im nie płaciliśmy, w końcu to ich praca i często jedyne źródło dochodu. Prócz pieniędzy, które otrzymywali za pracę, bardzo ważne dla nich były jeszcze dwie kwestie: dobra opinia w mediach na temat ich usługi (Booking, Google, blog) oraz to abyśmy po powrocie do swojego kraju, gdzie się tylko da, przekonywali, że Sri Lanka to spokojny, bezpieczny i bardzo przyjazny dla turysty kraj, warto tu przyjeżdżać. Co oczywiście robimy i przyłączamy się do tego z całych sił.
Nasi gospodarze – rodzina Sanju z Sigiriya.
Czy naszym zdaniem Sri Lanka jest bezpieczna – TAK
Czy warto teraz tam lecieć – TAK
Naszym zdaniem turyści w bardzo drobnym stopniu odczuwają skutki kryzysu gospodarczego na Sri Lance. Wszystkie zabytki i atrakcje są otwarte. Ceny nadal są dla nas bardzo niskie. Lankijczycy bardzo otwarci i pomocni. Wszystkie warunki, w tym transport dla turysty, są zapewnione. Jeśli sami nie wybierzemy się na protesty, to najprawdopodobniej nie mamy szansy się na nie natknąć.
Do zobaczenia na Sri Lance.