Chorwacja dla większości turystów kojarzy się ze słonecznymi plażami, a góry widzi w oddali, jedynie leżąc na plaży lub jadąc główną drogą. Mało kto wie, ale Chorwacja ma też piękne szlaki górskie. Dla miłośników gór znudzonych leżeniem na plaży, wycieczka w pobliskie góry może być interesującą odmianą.
Dla wielu plażowiczów parząc na prawie pionową ścianę górującą nad miastem zaledwie półtora kilometra od Makarskiej, z perspektywy plaży wydaje się to bezsensowne i niewykonalne. Sveti Jure (1762 m n.p.m.) to drugi najwyższy szczyt Chorwacji (po Vrh Dinare 1831 m n.p.m.) i leży w Górach Dynarskich.
Góry Dynarskie widziane z perspektywy Makarskiej.
Są dwie drogi dostania się na szczyt. Pierwsza to wjechać samochodem drogą przez cały Park Biokovo (o nim opowiemy przy powrocie) lub tak jak my pieszo szlakiem w poprzek gór z Makarskiej. A dokładnej z małej wioski położonej lekko na północy zachód Veliko Brdo (15 min drogi ulicą stromo pod górę od głównej szosy z Makarskiej). Mimo że szczyt wydaje się dość blisko, jest to zapewne wycieczka całodniowa. Przewyższenie licząc nie od miejsca startu (Veliko) to około 1400 m.
Wybierając się na szczyt, należy zwrócić uwagę głównie na dwa problemy: słońce i wytrwałość. O jednym i drugim opiszemy za chwilę. My szliśmy w lipcu, kiedy w tym regionie jest bardzo ciepło..
Ruszając w górę jeszcze przed startem, a w zasadzie dzień wcześniej trzeba zaplanować sobie poranną pobudkę i start. Jest to chyba najważniejsza sprawa, na którą trzeba zwrócić uwagę. W południe w tym rejonie temperatura przekracza trzydzieści stopni Celsjusza, a słońce niemiłosiernie grzeje. Dużą zaletą tego szlaku jest fakt, że wspinamy się po południowym zboczu i przez długi czas możemy „uciekać” przed słońcem. Uciekać, czyli gdy słońce wschodzi to przez długi czas wysoka skała zasłanie jego promienie i można iść we względnym cieniu. My wyruszyliśmy o siódmej rano, a mimo to cały czas na pierwszym etapie ścigaliśmy się z ostrą linią słońca i cienia rzucanego przez granie po prawej stronie.
Wschodzące słońce na zbocza gór.
Zaraz na końcu Veliko Brdo natrafiliśmy (i prawie tylko tu) na mały problem ze złym oznakowaniem szlaku. Prawdopodobnie spowodowane jest to rozbudową wsi i niektóre znaki zostały usunięte. Zaraz za ostatnim domen należy skręcić z lewo, jak by do ogrodu, a nie wprawo jak biegnie droga. Nam drogę wskazała gospodyni, pewnie nie byliśmy pierwszymi, co się jej po obejściu kręcili 🙂
Pozostała część szlaku, z jeszcze jednam wyjątkiem, o którym pomnimy później, jest bardzo dobrze oznakowana. W odróżnieniu od naszych znaków chorwackie szlaki są oznaczone duża kolorową kropką z białej obwódce.
Oznakowanie szlaków w Chorwacji.
Cisza spokój. Na razie jesteśmy sami.
Droga szybko zaczęła ostro wspinać się w górę stromym zboczem. Sosnowy, pachnący żywicą las szybko się skończył i pojawiły się skały. Aby było jeszcze ciekawiej, całe to zbocze usiane było piargami – odłamkami skalnym, które turlają się z góry. Wywołanie małe lawiny kamiennej nie było trudne. Niestety kamienie te osuwają się co chwilę pod nogami, nie dając stabilnej podpory. Powodowało to też, że nie widać gdzie dokładnie biegła ścieżka i co chwilę zjazd kilka kroków w dół. Nie ma tu ładnych schodów ułożonych z kamieni i też na szczęście takich tłumów jak w Tatrach :).
Piargi czyli osuwające się kamienie.
Za naszymi plecami rozpościerał się wspaniały widok na Adriatyk i jego piękne plaże z przyklejonymi co kawałek miasteczkami. Niestety na razie na tych kamieniach nie mogliśmy pozwolić sobie na podziwianie krajobrazów. Za nami w dole zobaczyliśmy inne grupki próbujące iść naszym śladem.
Po około godzinnej wspinaczce, gdy słońce nas już dopadło i zaczęło niemiłosiernie palić, dotarliśmy do grani, którą wspaniale widać z Makarskiej. Tam z dołu wydaje się sięgać nieba. Pojawiła się przed nami ponownie zieleń krzewów i nielicznych drzew. Teraz można było odpocząć, napić się i w końcu popodziwiać piękne widoki. Małe, białe domki z kolorowymi dachami i za nimi błękitne morze zlewające się w niebem. W oddali falował w gorącym powietrzu obraz wyspy Brač.
Widok ze szlaku na Makarską i Adriatyk.
Teraz zaczął się stosunkowo płaski etap. Pomiędzy wystającymi skałkami po raz pierwszy ukazała się nam końcówka wierzy telewizyjnej, która jest na szczycie. I tu dotarliśmy do drugiego „problemu” naszej trasy. Wieża wydaje się dość blisko, prawie na wyciągnięcie ręki (długiej ręki 🙂 ). Jednak nic bardziej złudnego, jeszcze kilkakrotni stracimy ją z oczu i ponownie nam się pojawi, a za każdym razem będziemy mieli nadzieję, że to już ostatni raz. Zaraz za polanką, na której jesteśmy, zaczynają się doliny poprzecinane poprzecznymi pasmami skał, na które trzeba się wdrapać i zejść, kilkukrotnie.
To nie jest gładki i prosty szlak.
Na końcu tej polanki po raz drugi i ostatni na moment zgubiliśmy szlak. Polanka była duża i znaki były na jej krawędziach. Logika podpowiadała drogę po wielkich skałkach, a tymczasem trzeba było delikatnie obejść ją po lewej stronie. Zresztą gdziekolwiek się nie poszło, byle w górę to i tak było dobrze. Nie tylko my mieliśmy problem ze znalezieniem tu drogi. Dogoniliśmy jeszcze dwie inne pary (a skąd one mogły być ? A no oczywiście z Polski) i też się tu pogubiły. Ale dzięki tej chwili refleksji nad dalszą trasą na jednym ze zboczy ukazała nam się piękna kozica.
Miła niespodzianka – kozica na szlaku.
Gdy udało się nam wejść na kolejne wzgórze za doliną, ponownie zobaczyliśmy nasz cel już tuż, tuż. Na wprost nas w odległości niecałego kilometra biegła pod górę szosa. Było już nawet słychać ciężką pracę silników samochodowych, mozolnie wspinających się po serpentynie na szczyt. Reszta drogi wydawała się już tylko formalnością.
Taaa …
Kilometr w linii prostej. Niestety szlak schodził do doliny, by znów wejść na grzbiet, do wąwozu i na skałki. Góra, dół, góra, dół i tak przez prawie dwie godziny. „Raj” dla niecierpliwych. Niestety tutaj już nie było widać pięknego morza, a słońce dawało niemiłosiernie w kość. Jedynymi chwilami odpoczynku były momenty, gdy schodziliśmy na dno wąwozu i można było odpocząć chwilę w cieniu drzew.
W końcu dotarliśmy do drogi. Mieliśmy dwie opcje. Dalej prosto „na szagę”, czyli na skróty ostro pod górę, podciągając się na rozciągniętej linie, albo iść spokojnie, ale dalej serpentyną po asfalcie jak samochody. Oczywiście wybraliśmy pierwszą opcję, ciekawszą i bardziej ekscytującą, ale i dużo szybszą.
W końcu byliśmy na górze. Skąd rozpościerała się piękna panoramę na całą okolicę. Od południa błękitne wybrzeże Adriatyku, a od północy dolina sięgająca granicy Bośni i Hercegowiny, przecięta autostradą. Widoki niesamowite i warte wspinaczki w tym skwarze.
Trasa zaliczana jest do trudnych, my byśmy zaliczyli ją raczej do średnich. Cała trasa w górę zajęła nam niecałe cztery godziny. Zmęczenie dała nam nie tytle góra, co słońce.
Budynki i maszt telewizyjny na szczycie Sveti Jure.
Na szczycie stoi wielki budynek obsługujący maszt telewizyjny ogrodzony płotem. Wstęp wzbroniony. Można tylko obejść dokoła płot i z prowizorycznych tarasów porobić fotki. Na jednym końcu wzgórza jest maleńki parking, gdzie ściskają się samochody turystów mobilnych, a na drugim stoi maleńka kapliczka (oczywiście zamknięta). Nie ma najmniejszej wiaty, gdzie można byłoby się schować przed słońcem. Szczyt masztu (90 m wysokości) jest najwyżej położonym punktem Chorwacji.
Niestety zostaje jeszcze droga powrotna. Można wracać tą samą drogą co weszliśmy lub szosą przez Park Biocovo, ale to jest 28 km do szosy głównej i kolejne 7 km do Makarskiej. Nie zostało nam nic innego jak wykombinować jakiś transport. Nie trwało długo, jak węgierska rodzina zabrała nas do swojego samochodu.
Jeśli kogoś przerażały wcześniejsze wspinaczki po skałach, to teraz zaczął się horror. Droga wąska ledwo na jedne samochód. Dura na dziurze. A tu co chwilę trzeba się minąć z innym samochodem jadącym z naprzeciwka. Z jednej strony wysoka skała, z drugiej przepaść, ostro spadająca i tylko gdzieniegdzie przerdzewiałe barierki. Jak ktoś szanuje swój lakier i silnik, to nie polecamy tu jazdy. Ale sama trasa jest wspaniała. Biokovska Cesta (to najwyżej położona droga w Chorwacji) wije się serpentynami z samego szczytu Sveti Jure, przez cały Park Biokovo.
Wypadało by tutaj wspomnieć coś o Parku. Park Prirode BIOKOVO, jest to jeden z Parków Krajobrazowych Chorwacji. Zaczynający się bardzo pionową ścianą prawie od samego wybrzeża. Park jest wielką atrakcją nie tylko turystyczną, ale i edukacyjną czy sportową. To miła odmiana od leżenia na upalnej plaży. Wytyczono tu liczne szlaki piesze i rowerowe. Obecnie jedną z głównych atrakcji jest szklany taras widokowy Skywalk Biokovo wystający 12 metrów ponad krawędzią klifu. Obszar ten jest też popularny wśród grotołazów (Jaskinia Tucepska, Jaskinia Amfora). Dla mniej aktywnych, za to bardziej ciekawych przygotowano Centrum Prezentacyjne Parku „Brela Gornja”, „Kotišina”, „Adrion”, park botaniczny „Botnički vrt Kotišina” oraz liczne kościółki, kapliczki i tablice.
Przed wyruszeniem do Parku na pewno warto zaopatrzyć się w mapę i zapoznać z położeniem i godzinami otwarcia poszczególnych punktów, gdyż są one rozsiane po dość dużym obszarze.
Jeśli lubicie góry, lubicie aktywny wypoczynek i zmęczy was słońce i ciepła woda polecamy wycieczkę na jeden ze szczytów Gór Dynarskich w Dalmacji.