Cypr – absurdalny przykład tego co może się stać, gdy ambicje polityczne i nacjonalistyczne biorą górę. W czasach, kiedy cała Europa kwestię muru berlińskiego traktuje jako zamkniętą historię i nauczkę na przyszłość jak bezsensowne są wszelkie podziały, na Cyprze – który notabene od 2004 roku jest częścią Unii Europejskiej – przez sam jego środek przebiega granica dzieląca dwa społeczeństwa. Granica realna, fizyczna, namacalna i co najgorsze uzbrojona.
Cypryjczycy niestety w swojej historii nigdy nie mieli szczęścia do niepodległości. O losie tego kraju, od zawsze do dnia dzisiejszego, decydowały zapędy polityczne i to wzajemnie współpracujących państw NATO (Grecja, Turcja, Wielka Brytania). Tak zwana „Zielona linia” została po raz pierwszy wyznaczona w 1964 roku przez stacjonujące na Cyprze międzynarodowe siły pokojowe (ONZ). Wysłane zostały tam po wybuchu walk między zamieszkującymi wyspę społecznościami – grecką i turecką. Nikozja to ostatnia podzielona stolica na świecie. Od prawie 40 lat przecięta jest na pół linią – granicą chronioną drutem kolczastym i wieżami obserwacyjnymi. Linią, która oddziela Republikę Cypryjską od nieuznawanej przez świat – Tureckiej Republiki Cypru Północnego. W efekcie Cypr stanowi kuriozum w strukturach euro-wspólnoty, o którym mało się mówi. Teoretycznie cały Cypr należy do UE. W praktyce wyłącznie jego południowa część. Aby tego było mało na terenie Cypru w wielu miejscach, są utworzone enklawy należące do Wielkiej Brytanii, na których stacjonuje brytyjskie wojsko.
Dla większości europejczyków w tym i nas, obecnie jedną z głównych atrakcji Cypru stały się nie tylko słoneczne plaże, ale i zwiedzanie granicy oraz jej strefy zdemilitaryzowanej. Nie było nam dane (na szczęście, ze względu na nasz wiek) oglądać muru berlińskiego, postanowiliśmy więc poznać ten ostatni na świecie mur ludzkiej wrogości. Nie opuszczając granic Unii Europejskiej mogliśmy ponownie znaleźć się w świecie, od którego Unia miała nas chronić.
Granica biegnie przez całą szerokość wyspy. Najlepiej i najłatwiej można ją zobaczyć w stolicy Cypru – Nikozji. Jedyną mapą, która ukazuje całą Nikozję, to satelitarna mapa Google (innej nie znaleźliśmy). Wszystkie inne mapy, w zależności od tego kto jest ich wydawcą, przedstawiają albo południową albo północną jej część. Żeby było ciekawiej, chyba projektował je ten sam grafik, bo dość dobrze do siebie pasują. Na mapie bardzo wyraźnie widać jak przebiega granica, która w zasadzie jest strefą zdemilitaryzowana oddzielającą dwie części. Pas ten ma od kilku metrów, do kilku kilometrów. W Nikozji jest to z reguły szerokość ulicy z jednym domem.
Dojście do granicy jest dziecinnie proste. Wystarczy kierować się cały czas na północ. Idąc od strony tzw. greckiej do samego końca, trudno uwierzyć, że gdzieś tu zaraz za rogiem jest granica wrogo nastawionego kraju. Dopiero zza ostatniego zakrętu wyłania się blokada ulicy. Na pierwszy rzut oka wygląda to dość zabawnie, niczym scenografia niskobudżetowego filmu. Ulica zagrodzona kolorowymi beczkami, kilka worków z piaskiem i mała blaszana budka wartownicza. Wszytko jakby zbudowane naprędce przez dzieci, z tego co akurat wpadło im w ręce. Również siedzący tam żołnierze greccy nie za bardzo są zainteresowani naszą obecności. Bądź co bądź jesteśmy przecież na granicy. Przy budynku powiewa grecka i cypryjska flaga. W oddali na maszcie widać turecką i Cypru Północnego. Przyglądając się baczniej przyległym domom dostrzega się szarą i ponurą rzeczywistość.
Dalej wstęp jest zabroniony. Przyległe budynki są wyludnione i zdewastowane. Mury obdrapane a szyby powybijane. Zupełnie niczyje. Tym pasem terenu od 1974 roku zarządza ONZ i nie ma do niego wstępu. Ma ona oddzielać oraz chronić społeczność grecką i turecką od wzajemnej agresji. Granica, którą w zasadzie są dwie linie biegnące wzdłuż ulic.
Gdy zdarza się tak, że na ich drodze stoi dom – jego klatka schodowa jest przedzielona murem. W jednej części nadal mieszkają ludzie, druga część leży już w strefie zdemilitaryzowanej i opustoszała – niszczeje. Zmierzamy dalej, w kierunku przejścia granicznego. Do 2004 roku nie było możliwości jego przekroczenia. Obecnie w samym środku starego miasta, na głównym deptaku przejście graniczne jest otwarte. Otwarte to być może za dużo powiedziane… Jest to raczej punkt kontrolny, gdzie obecnie wszyscy odczuwamy pewną bezsensowność i śmieszność. Jeszcze do niedawna, aby tędy przejść, trzeba było mieć wizę turecką. Dzisiaj teoretycznie wystarczy posiadać paszport. Tak naprawdę nikt nie wie po co, a przede wszystkim co ma tu sprawdzać.
Punkt kontrolny od strony południowej (greckiej) to mała budka odgrodzona stojaczkiem z parcianą taśmą. Strażnik zupełnie od niechcenia bierze dokument, patrzy na zdjęcie i pozwala iść dalej. Jeżeli okazuje się dokument Unii Europejskiej, strażnik nawet go nie otwiera. Po kontroli czeka nas spacer kilkadziesiąt metrów przez strefę zdemilitaryzowaną. W jej połowie przebiegała kiedyś ruchliwa ulica. Dziś jest opustoszała, szara i dająca poczucie wkraczania do innego świata. Dostrzegliśmy tam nawet przechadzającego się żołnierza ONZ. Przy samym deptaku, którym szliśmy frontowe ściany zostały świeżo odnowione. Zaraz za nimi niestety widać opuszczone i zrujnowane domy. Nikt tu nie mieszka i nikt o to nie dba. Od ponad czterdziestu lat nie ma to właściciela.
Po chwili dochodzimy do posterunku tureckiego. Tutaj zauważyliśmy jakby trochę większe zainteresowanie naszymi dokumentami. Myślę jednak, że zażenowanie całą sytuacją było takie samo jak poprzednio. Od niechcenia strażnik siedzący na plastikowy krzesełku, skanuje nasze dokumenty. Możemy iść dalej. Jesteśmy na terenie Unii Europejskiej i jednocześnie poza jej kontrolą.
Po tej stronie sytuacja nie jest już taka „luzacka” jak po stronie greckiej. Na przygranicznej drodze stoją policjanci uzbrojeni w broń długą. Stoją podobnie jak wcześniejsi strażnicy od niechcenia, jednak są zauważalni. Dostrzec można na bocznych uliczkach zasieki oraz potężne kraty blokujące dojście w pobliże granicy. Co kawałek ustawiona tablica z rysunkami uzbrojonego żołnierza oraz przekreślonym aparatem. Na całe szczęście nikt nie zwrócił nam uwagi, gdy robiliśmy zdjęcia. Tutaj w oczy już bardziej rzucają się zabezpieczenia graniczne.
Zaraz za kolejnym budynkiem jednak ulica tętni życiem. Znajdujemy się w samym centrum tureckiego targu. Kolorowe sklepy, stragany, stoiska z wszelkiego rodzaju „oryginalnymi” produktami. Napisy oczywiście w języku tureckim. Jedyną rzeczą, która przypomina nam, że przed chwilą byliśmy w strefie euro, są podwójne oznaczenia cen – w lirach tureckich oraz w euro . Jesteśmy też tureckiej strefie czasowej więc godzinę do przodu niż przed chwilą (więcej o czasie na Cyprze w innym artykule).
W pierwszej chwili myśleliśmy, że granica to jedno, a miasto to drugie. Że nie ma to najmniejszego wpływu na codzienne życie mieszkańców Cypru. Gdy tylko skończyły się kolorowe sklepy mogliśmy poznać prawdziwe oblicze podziału Cypru.
Strona południowa wygląda jak większość europejskich miast. Czyste wyremontowane budynki. Nowoczesna infrastruktura, jasne ulice i nowe samochody. Witryny sklepów oraz bary pełne turystów. W części północnej jednak czas jakby się zatrzymał. Walące się i zaniedbane budynki, często opuszczone przed laty. Ulice nigdy nie doświadczające remontu.
Śmieci walające się wszędzie. Pranie wywieszone na oknach. Niedomykające się drzwi. Rudery, w których od dawna nikt nie mieszka. Okna i drzwi zabite dechami. Ściany pomazane sprejem. Podwórka zarośnięte lub zasypane gruzem. Dzieci bawiące się na ulicy. Wszechobecna atmosfera niepewności.
Dla nas – turystów – ma to swój klimat, jednak dla mieszkańców tej części miasta, musi być uciążliwe. Z pewnością nie mielibyśmy ochoty tu zamieszkać. Szukaliśmy nawet hotelu. Niestety w tej części praktycznie ich nie ma. W dwóch napotkanych – cena była wyższa niż po drugiej stronie granicy, a ich jakość dużo gorsza. Z pewnością tylko desperaci z nich skorzystają.
Taka wycieczka dała nam poczucie szczęścia i refleksji w jakich warunkach i gdzie żyjemy. Jak dużą wolność i swobodę daje nam, wbrew temu co wielu sądzi, niczym nieskrępowane podróżowanie po całej Europie oraz brak granic. Granic, które często zostały wytyczone kompletnie bezsensownie w gabinetach politycznych. Gdzie mimo różnorodności i mieszania się wielu kultur, potrafimy i chcemy być jedną wielką, wolną, równą, europejską rodziną. Jednocześnie musimy mieć świadomość, jak niebezpieczne są wszelkiego rodzaju nacjonalizmy. Miejmy nadzieję, że i ta absurdalna granica kiedyś zniknie a Cypryjczycy będą wspólnie decydować o swojej wyspie bez podziałów.
Kilka porad logistycznych.
Wbrew temu co można przeczytać na przeróżnych forach (chyba starych) nie ma żadnych problemów, aby przejść przez granicę. Wystarczy sam dowód osobisty. Nie należy też mylić starego przejścia, o którym można przeczytać w większości postów i komentarzy (daleko od centrum), z przejściem w samym centrum miasta na końcu głównego deptaka Ledras.
Zabytki
Nikozja to prócz podziału na dwa kraje i dwa społeczeństwa, to również wspaniałe zabytki. Większość ich możemy zobaczyć głównie po tureckiej stronie.
Najbliżej przejścia granicznego możemy zobaczyć stary targ – Bandabuliya (Old Market). Niestety obecnie z tego niegdyś tętniącego życiem miejsca niewiele zostało. Jedynie sam gmach może zaciekawić. Jego życie i handel przeniosły się na ulice bliżej granicy.
Tuż obok targu stoi Meczet Selimiy, który został przerobiony z katedry chrześcijańskiej pw. Św. Zofii. To tutaj byli koronowani królowie cypryjscy.
Büyük Han – Wielki Zajazd – naszym zdaniem najciekawsza atrakcja Nikozji. Zbudowany przez Turków jako zakwaterowanie dla handlarzy. Dzisiaj można tu wejść do wielu sklepów ale przede wszystkim dobrze i niedrogo zjeść.
Brama Kireńska – jedna z trzech bram w obwarowaniach miejskich. Obecnie znajduje się tu informacja turystyczna.
Oprócz smutnej i przygnębiającej atmosfery tureckiej Nikozji na szczęście co kawałek możemy spotkać budzące się życie towarzyskie i kulturalne jak na przykład restaurację pod kolorowymi parasolami.
Wasze komentarze
Jeden komentarzEuropaka
sty 27, 2017Bardzo fajny wpis i przede wszystkim cenne informacje:) Mam w planach kiedyś odwiedzić Cypr:)
bylismytam
sty 28, 2017dziękuję i powodzenia na Cyprze. Jak by co służymy poradami
Zygfryd
lut 23, 2019Ciekawy wpis i bardzo dobre fotografie, gratuluję. Za tydzień wylatuję na Cypr. W planie mam zwiedzanie Famagusty i Kyrenii. proszę o podpowiedz, o ile możliwe, gdzie znajdują się przystanki autobusowe do tych miejscowości ? Podobno są w pobliżu Bramy Kireńskiej.
Pozdrawiam
Mirek
lut 3, 2017Cypr północny to jedna z ciekawszych destynacji turystycznych w Europie na dzień dzisiejszy. Ale napiszmy sobie uczciwie – to już nie jest jeden naród. Na południu siedzą Grecy, a na północy Turcy. I rzeczywiście, można poczuć pewien „smaczek” przechodząc linię graniczną. Fajne zdjęcia – pogratulować. A tak widziałem Nikozję ja – http://lifeistravel.eu/cypr-cz-3-nikozja-kyrenia-czyli-po-tureckiej-stronie-wyspy/
bylismytam
mar 3, 2017Cypr nigdy nie był jednym narodem. Zawsze mieszali się tam Grecy i Turcy a jeszcze w to wszystko wciskali się Brytyjczycy a wcześniej wojska jadące na krucjaty.
Ciekawa Twoja relacja. Pozdrawiam
bylismytam
mar 9, 2019Przepraszam nie zauważyłem Twojego wpisu. Pewnie już wróciłeś. Jak było ?