Półwysep Tarchankut (ukr. Tарханкутський півострів). najbardziej na zachód wysunięty fragment Krymu. To tutaj spotyka się step z morzem. Ich spotkanie jest w tym miejscu bardzo imponujące i wyraźnie zaznaczone przez pionowe ściany klifów.
PS. – Wpis powstał jeszcze przed okupacją Krymu przez Rosję.
Piękne żółto pomarańczowe słońce powoli wysuwało się znad szaro błękitnego horyzontu. Lekko rozmyte od delikatnej mgiełki. Co jakiś czas mijaliśmy olbrzymie Rosyjskie radary kosmiczne które wyraźnie odcinały się na jednolitym często pustym horyzoncie. Po kilku godzinach było już całkiem widno gdy nagle zaczęło mocno trząść jak byśmy wjechali w serię dziur. Tu na Krymie to raczej nic nadzwyczajnego ale teraz bujało mocniej. Zjechaliśmy z drogi asfaltowej i jechaliśmy „polną” drogą wzniecając kłęby kurzu. Po prawej stronie w oddali widać było morze z lewej płaskie stepy. Zatrzymaliśmy się przy niewielkiej jednostce wojskowej obstawionej kilkoma ukraińskimi radarami wojskowymi.
Ukraińskie jednostki wojskowe na Krymie
Z jednej strony płaski jak okiem sięgnąć step nagle urywa się i spada pionową ścianą kilkadziesiąt metrów do Morza Czarnego. Na dodatek ścianę tworzy bardzo niestabilny materiał jakim są skały osadowe, podcinane nieustannie przez wiatr i wodę, tworzą bardzo ciekawe i jednocześnie niebezpieczne wgłębienia. Południowo-zachodnie granice półwyspu są jednocześnie Parkiem Narodowym „Magiczny Port” (Національний природний парк „Чарівна гавань”).
Klify na Półwyspie Tarchankut.
Piaszczysta droga wiedzie wzdłuż morza. Miejscami wiedzie tuż przy samej skarpie, czasami wchodziła kilkadziesiąt metrów w głąb stepu. Widoki były przepiękne. Dzięki licznym zatokom krawędź urwiska zakręcała i można było podziwiać piękne twory natury jakim są klify. Tworzyły one liczne poziomy, wysepki, jaskinie czy tunele wodne. Słońce mocno grzało.
Z góry widać czystą błękitną toń morza z licznymi ciemnymi plamami wodorostów. Woda tak czysta, że z wysokości kilkudziesięciu metrów wyraźnie widać na kilka metrów w głąb pod powierzchnią wody. Bez problemu widać liczne ryby i jeszcze liczniejsze olbrzymie różowawe meduzy.
Cały płaski step to jedna wielka „piaskownica” gęsto porośnięta wyschniętymi trawami i bylinami. Rzadko tu pada. Ale za to nawet w tak upalny dzień jak dzisiaj bardzo mocno wieje. Z jednej strony wiatr daje trochę ulgi od słońca, z drugiej jednak powodował hałas i rozdmuchiwał piasek. Piasek na całej trasie był bardzo męczący. Jego mikroskopijne drobinki wciskały się w każdy zakamarek. Dzięki silnie wiejącemu wiatrowi od strony morza powstawało ciekawe zjawisko „stojących” w locie ptaków. Polegało to na tym, że wielkie rybitwy, które próbowały wylecieć znad klifów, mocno machając skrzydłami, musiały pokonać siłę wiatru co powodowało, że leciały w miejscu wisząc nisko nad naszymi głowami. Szczególnie młode niedoświadczone ptaki miały duży problem z wystartowaniem.
Gdy pojawiło się więcej samochodów i ludzi, pojawiła się drobna infrastruktura turystyczna. W miejscach gdzie dało się w miarę bezpiecznie zejść do wody organizowane są wszelkiego rodzaju kąpieliska i rejsy po morzu. My też wybraliśmy się w jednym z takich miejsc na wycieczkę motorówką na podziwiane klifów od strony wody
W niewielkiej prowizorycznej zatoczce była stała nasza motorówka. Która, gdy ruszała musiała bardzo ostrożnie lawirować między wystającymi skałami, aby nie zahaczyć o jedną z nich. Podziwialiśmy piękne skały z poziomu wody. Koszt rejsu 40 Hr. Gdy podpłynęliśmy bliżej brzegu pod powierzchnią wody pojawiły się roje meduz. Olbrzymich, różowych wielkości średniej patelni. Były tak wielkie, że mogliśmy oglądać ich różne narządy gołym okiem. Było ich też tyle, że woda wyglądała jak wielka galareta czy kisiel.
Wpłynęliśmy w zatoczkę z pięknym tunelem, przez tunel dało się przepłynąć. W pobliżu z klifów do wody skalało kilka osób. Skakali z bardzo dużej wysokości, aż strach jeżył włosy na głowie. Po rejsie postanowiliśmy jeszcze skorzystać z pięknego słońca i wody na plażowaniu. Plażowanie to dość nie fortunne słowo w tym miejscu. Wąziutkie miejsce gdzie między skałami a wodą ledwo można położyć ręcznik. Całe wysypane kamieniami. Na szczęście tu na dole nie czuć już tego wiatru a słońce ładnie piecze. Dzięki masce z rurką mogliśmy jeszcze podziwiać świat podwodny. Niestety meduzy nie pozwalał na pełnie rozkoszowania się w wodzie. Trzeba było uważać bo mocno parzyły, co nie było przyjemne.
<<< zobacz też inne wpisy z Krymu >>>