Najbardziej typowym środkiem transportu na Ukrainie i chyba większości krajów postsowieckich jest kolej. Jeśli chcemy poznać klimat podróży i to za niezbyt wygórowaną cenę, powinniśmy wybrać jedną z najpopularniejszych klas jaką jest plckartna.
My naszą przygodę odbyliśmy w drodze na Krym (jeszcze wtedy Ukraiński). Na trasie Lwów – Kijów – Eupatoria i Sinferopol – Odessa Lwów. Tak jak każdy „wschodni” dworzec tak i ten we Lwowie był wielki i wspaniały. Jak większość dworców w dużych miastach. Wszędzie obrazy i rzeźby rewolucyjne. Trochę jak za dawnych czasów. Z niecierpliwością czekaliśmy na jedną z najważniejszych atrakcji, na wyjeździe czyli nocną jazdę plckartną.
Plackartna (ukr. плацкартний вагон) to najniższa, trzecia klasa pociągów z miejscami do spania. Najniższa ale i najciekawsza, dająca najlepszy kontakt z pasażerami i jednocześnie niezapomniane wrażenia. Do każdego wagony przydzielony jest konduktor z pomocnikiem. To bardzo ważne osoby w wagonie.
Plackartna podjechała punktualnie. Przy wsiadaniu wszyscy oprócz biletów musieli pokazać też dowody osobiste. Obcokrajowcy często proszeni są o pokazanie w takiej sytuacji paszportu. Już wsiadanie do wagonu jest bardzo interesujące i musi być logistycznie przygotowane. Najpierw muszą wsiąść osoby które są na końcu wagonu (wejście odbywa się tylko jednymi drzwiami wagonu) i tak po kolei, aż do tych najbliżej wejścia. W przeciwnym razie zrobi się zator bo wewnątrz nie da się minąć kogoś z walizką. Moja walizka była niecały centymetr węższa niż przejście między łóżkami. W każdym wagonie jest około 50 miejsc, podzielonych jak by na grupy – „przedziały” bez drzwi. W każdej „grupie” są 4 miejsca (łóżka) w poprzek i 2 na korytarzu, na dwóch poziomach. Jednak ten podział to jest tylko umowny bo tak naprawdę wszyscy śpią w jednym ogólnie dostępnym wagonie.
Peron na dworcu we Lwowie – czekamy na nasz pociąg.
Mógł bym tu w skrócie napisać, że jest to wspaniałe i niezapomniane pozytywnie przeżycie i przejść dalej, jednak całość jest tak ciekawa, że wato poświecić jej więcej miejsca. Cała „zabawa” i integracja pasażerów zaczyna się już w momencie układania bagaży i łóżek. Najpierw z góry trzeba zdając materace do spania, następnie na ich miejsce wcisnąć walizki. Jednak to nie takie proste bo miejsca mało, a walizek dużo. Kto może wciska walizki pod łóżko. Ja swoją musiałem zostawić między łóżkami bo nigdzie nie wchodziła. Ważne aby tak się wcześniej przygotować aby nie trzeba było niczego szukać w walizce bo jej otwarcie może być bardzo utrudnione. My zapomnieliśmy wyciągnąć przyborów do mycia i później kombinowaliśmy. W późniejszych podróżach pociągiem szybko się tego wszystkiego nauczyliśmy. Jak ktoś myślał, że to już koniec to był w błędzie. Teraz trzeba rozłożyć łóżka, a wcześniej otrzymać komplet pościeli. Najciekawiej otwierało się łóżka na korytarzu. Trzeba mieć trochę siły i sprytu. Łóżko musi zrobić obrót o 360 stopni i się zablokować. Trochę nam zajęło rozszyfrowanie tego cuda techniki. Ale jak jedna osoba robiła zaraz reszta skorzystała z instrukcji. Ważne jest też aby najpierw swoje łóżka przygotował górny rząd, a dopiero potem dolny bo inaczej wszyscy będą sobie nawzajem przeszkadzali, a miejsca i tak nie starczy. Jeszcze górny poziom powinien dostać pasy zabezpieczające, ale niestety często na słowie „powinien” się kończyło. To wszystko w opisie wgląda dość skomplikowanie i długo, ale pamiętajcie, że podróż trwa kilka lub kilkanaście godzin i czasu mamy bardzo dużo.
Wewnątrz wagonu typu plackartna.
Pociąg ruszył, my powoli rozsiadaliśmy się na siedzeniach, niektórzy zaczęli jeść, inni zabrali się za toaletę. Jeszcze inni zaczęli się integrować przy pierwszych butelkach ukraińskiego piwa. Około 23 konduktor gasi główne światło i wszyscy posłusznie kładą się spać. Oczywiście wszytko zależy od tego, jak posłuszni pasażerowie jadą. U nas byli posłuszni i grzeczni. Sama noc mija szybko i spokojnie. Trzeba się tylko przyzwyczaić do lekkiego kołysania i dźwięku stukotu kół, ale nie jest to uciążliwe, a po dniu pełnym wrażeń nawet nie zauważalne. Problem mają tylko osoby wysokie tak jak ja bo łóżka są dość krótkie i albo nogi wystają poza łóżko albo trzeba je położyć na ścianę. Co do czystości pociągów można je porównać z naszymi polskimi z lat dziewięćdziesiątych. Ubikacja taka sama i tak samo „czysta”. Bardzo fajną sprawa jest dostęp do darmowego wrzątku i herbaty. Kawa dodatkowo płatna.
Wejście na górne łóżko nie musi być proste.
Taką długą podróż najlepiej odbyć tak jak my w nocy. Dzięki temu nie traci się czasu, a jednocześnie najnudniejszy okres możemy przespać. Tak było do około dziesiątej gdy zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji. Zrobił się szum. Okazało się, że tu będziemy stać trochę dłużej, a przed pociągiem krążą słynni sprzedawcy z najróżniejszymi „przysmakami”. Część pasażerów ruszyła do wyjścia. Przez okna nie było ich za dużo widać i słychać. Chwyciłem kilka hrywien i wyszedłem przed pociąg. W drzwiach stała nasza Pani konduktor, która powiedział, że tu postoimy ponad pół godziny. Idealny moment, można było spokojnie iść na zakupy. Zrobiło się trochę jak na rynku. Co chwilę ktoś podchodził i oferował swoje produkty. Młody chłopak sprzedawał suszone ryby. Wąsiasty facet gorącą kukurydzę i piwo. Staruszek zimną wodę. Były jeszcze arbuzy i wiele innych nieraz dziwnych i nieznanych mi jeszcze rzeczy. Ja wypatrywałem kogoś kto by miał pierogi, placki lub inne ciasto. Niestety nikogo takiego nie było, a bałem się iść na koniec składu, bo mogłem nie zdążyć wrócić przed odjazdem. Już miałem wsiadać do wagonu jak kontem oka zauważyłam starszą babinkę wychodząca zza budynku niosącą kosz, a na nim na talerzyku coś na kształt pierogów. Tak, to były czeburiaki. Szybko dopadłem kobietę i kupiłem 2 czeburiaki za 10 Hr. W tym momencie konduktorka zaczęła wołać wszystkich do pociągu. Szczęśliwy z przekąską wsiadłem do pociągu który za moment ruszył w dalsza drogę.
Stacja na prowincji – tu na peronie można kupić coś dojedzenia od licznych sprzedawców.
Zaczynało nam się już dłużyć. Za oknem w kółko ten sam nudny widok, a wewnątrz coraz duszniej. Już godzinę przed końcem podróży po pociągu chodzi konduktor i budzi pasażerów. Każdy leniwie i powoli wstaje z łóżka i zaczyna się przygotowywać do wysiadki. No i tutaj mamy kolejny problem logistyczny. Gdy nagle pięćdziesiąt osób w tym samym czasie chce iść siusiu i się umyć, a ubikacje są tylko dwie. Niestety wiele osób zamiast szybko zrobić swoje potrzeby i umyć zęby, aby następny mógł wejść, to siedzi tam bardzo długo jak by brał prysznic. Skutkiem tego jest to, że cześć osób nie zdąży. A ubikacje są zamykane 30 minut przed każdą stacją.
Dworzec kolejowy w Simferopolu na Krymie.
Podróż słynną plackartną nie należy do najwygodniejszych. Może też być kłopotliwa dla osób lubiących intymność, wygodę i czystość na poziomie. Ci wszyscy co ponad wszystko cenią sobie przygodę, ciekawość, przyzwoitą cenę, integrację i nowości, taka podróż będzie idealna.
Peron na dworcu w Kijowie – procedura wsiadania.
PS.
Na całej naszej trasie jechaliśmy sześcioma różnymi wagonami. Trzeba tu podkreślić, że jakość tych wagonów znacznie się od siebie różni. Większość jest nie klimatyzowana, ale dwa razy wagony miały klimatyzację. Toalety są małe, mało funkcjonalne i nie za czyste, ale zdarzyła się raz naprawdę bardzo ładna prawie jak w samolocie. Korytarze są raczej czyste, a nawet nieraz zdarzyły się wykładziny na podłodze i można chodzić w skarpetkach. Z reguły na górnym piętrze łóżek powinny być pasy zabezpieczające, ale różnie to bywało. Powinny być stoliki i zasłonki, ale raz nie było, a raz były bardzo fajne, czyste i funkcjonalne. Nieraz brakowało gniazdek doładowania w całym pociągu, a nieraz przy każdym łóżku było gniazdko. Więc jak widać, wszytko zleży od tego jaki wagon się trafi.
Wasze komentarze
Jeden komentarzKamil Bąbel
sty 18, 2016Faktycznie podróże ukraińska koleją to świetna przygoda. Mam podobne wspomnienia – integracja przy układaniu się na swoich miejscach, kołysanie wagonu, a nad ranem kolejki do toalety. Jednak w tej prozaiczności jest coś niezwykłego, co zachęca do ponownej przejażdżki.
bylismytam
sty 18, 2016Tak to fantastyczna przygoda i w brew pozorom bardzo pouczająca i budująca.
Piter W.
sie 12, 2020Jechałem tymi pociągami kilka razy w latach 2010-2015. Zawsze mnie fascynują. Ci ludzie, ten klimat. Oczywiście pozytywny, często nieprawdziwie opisywany w mediach.
Świetny blog pozdrawiam
Maciej
sie 12, 2020Dzięki za miłe słowa.
Ja też uważam, że w tych wagonach coś jest i wcale nie odczuwa się dyskomfortu a raczej jakąś jedność.
Pozdrawiam